czasem myślę, ot tak, od czapy, czym właściwie jest przyjaźń? jak szybko przeskok zrobić można od koleżeństwa, znajomości a przyjaźni? czy język zgrabnie wygina się między tymi określeniami, czy raczej wymiennie je do siebie tuli?
przyjaciele są ważni, banał oczywisty
przyjaciele są ważni, banał oczywisty, kiedy jednak ktoś staje się przyjacielem? jak szybko (czas jest pozornym konceptem podobno) przylepić komuś warto tę łatkę? czy warto w ogóle? a jeśli warto, to czy to obopólna decyzja, jednostronna deklaracja czy suma chwil spędzonych razem, piw wypitych i historii z życia wymienionych?
może przyjaźń to chęci przeżywania kolejnych momentów spontaniczności i troska o obie strony? lub poczucie pewnej stabilności i oparcia przy jednoczesnej lekkości i zaufaniu? zapewne to jednak sprawa niepoważnie poważna i trwała w swojej prostocie, której podporą jest szczególna umiejętność otwarcia na innych, radość z rozmów i zrozumienie, gdy brak sił na ten cały życiowy bałagan
jest szansa, że przyjaźń też garściami bezbrzeżnymi czerpie ze wspólnych tematów, tak żywo dyskutowanych podczas chytrej ucieczki z nudnego wykładu lub z żartów powtarzanych do znudzenia (chociaż ono nie pojawia się na horyzoncie)
chyba właśnie taką jawi się przyjaźń( koleżeństwo czy znajomość?) – pełna błędów, ale gotowa walczyć o trwałość; często bogata w przypadki, które w zasadzie gruntują jej znaczenie; i szczerze gotowa na niespodziewane losy, ubarwiające samotne życie, które, choć wyzwolone i samodzielne, wtłacza się w ramy stłumionych żalów i smutków
postanowiłam więc w drodze przypadku (a pewniej zwyczajnej utraty wiary w inne kontakty) – pielęgnuję relacje, bo co innego pozostaje? z roślinami, zwierzętami, wielkimi słowami mi nie po drodze; może to właśnie ta ścieżka warta obrania – ludzie, ludzie, ach ci ludzie.