alukes
Opublikowane przez ms

Witając weekend w czwartkowe popołudnie, żegnaliśmy błyszczący czubek Pałacu Kultury. Wymuskany jakby każdy przechodzień głaskał go spojrzeniem, zniknął wraz z wejściem do tłocznego dworca PKP. Pociąg wjechał na peron prędko, równie szybko przemierzał polskie tory – jakby luksusowy, szybki, z wodą rozdawaną gratis. Gazowana czy niegazowana? Wybór przekąsek jest, WARS z pierogami ruskimi i wartym tysiące ekspresem JURY szczyci się swoim standardem “klasy premium”. Okraszone cebulką jemy na spółkę, studencki budżet z trudem uniósłby cenę biletu i posiłek w całości. Dobrze jechać razem, oglądać stare Kroniki Filmowe i podziwiać obrazy wprost z socjalizmu. Czas leci, tylko 4 godziny 18 minut. Zaraz Poznań, Stargard i dom. W Szczecinie słońce dawno już zaszło, a dusza jakoś rozpromieniona.

W piątek podróż sentymentalna po miejscach najbliższych sercu. Bajgle, Wały, Błonia, podziw dla krokusowych dywanów i uroczych przebiśniegów, które nie miały przez co się przebijać. Śniegu brak, termometry wskazują 17 stopni, w słońcu pewnie cieplej, nastolatki chodzą po mieście w podkoszulkach. W międzyczasie nawija się wizyta w miejskim muzeum, pustkami świecą sale z ekspozycjami o historii niemieckiego Stettina i polskiego Szczecina. Szczęście w nieszczęściu, w tym miejscu byłam pierwszy raz, czy mogę nadal nazywać się entuzjastką mojego miasta?

Później Dzień Kobiet – pół dnia spędzonego na relaksującym masażu gliny. Lepienie misek, gładzenie ich powierzchni mokrą gąbeczką, sunięcie palcami po nierównościach, drapanie łączeń drucikiem, zabawa formą, teksturą, zmysłami. Świeża glina pachnie wilgotnie, jej delikatność zapowiada narodzenie nowej rzeczy. Rzeczowo rzecz ujmując, dobrze jest czasem działać rękoma, odrzucić myślenie i martwienie. Myśli znikają wtedy w procesie ugniatania ziemnego ciasta, o czym myślisz? O niczym, to jest piękne.

Za oknem słońce, kolorowe płaszcze i śpiew ptaków – alert RCB ostrzega: uwaga, zła jakość powietrza, unikaj aktywności na zewnątrz i wietrzenia mieszkania. Tak będzie wyglądać piekło na ziemi? Widzę i czuję przepiękną pogodę, opisuję, choć rozum mówi, że nie powinnam doświadczać jej na własnej skórze. Wzrok nie dostrzega drobinek, na ciele kurze i pyły – w płucach odkurzacz, za kilkanaście lat filtry do wymiany. Długo i niedługo, poszłoby się na długi spacer, teraz lepiej podziwiać zza okna. Następnego dnia saharyjskie szkodliwości odfrunęły dalej, może do Niemiec czy Danii? Zanieczyszczenie uciekło gdzie indziej, gdziekolwiek to jest, kiedyś wróci. Zawsze wraca, coraz częściej.

Miłe to dni, obfite w miłość do ludzi i miasta. Pełne spokojnych kroków, puchatych croissantów i różowych kwiatków. Przyjemności względem siebie i innych – z tulipanami obdarowanymi po posiłku w restauracji na Tkackiej. Mały gest, a cieszy. Ile jeszcze elementów w tej układance się zmieści? Tyle ile wypiszę, ile przeczytasz. Spisuję dalej – wieża Bismarcka i huśtawka z liny zawieszona na gałęzi wysokiego drzewa, tu można wyhuśtać się w każdej szerokości bukowskich wąwozów. Ręce kołyszące się w rytm kroków, endorfiny i serotonina, bo słońce nie zaszło tak prędko za rzędem chmur. Długie godziny z serialem spędzone pod kocem, wcale nie było zimno, to gładkość materiału dodaje jeszcze więcej przyjemności. Leżąc w jeziorze spokoju czytanie książki, zakończenie jednej, rozpoczęcie drugiej. Upieczone w piekarniku ziemniaczki, których magia polega na tym, że samej nie chciałoby mi się ich obierać, a potem czekać, czekać, czekać aż wnętrze będzie mięciutkie, a wierz chrupiący. Z pozoru zwyczajne rzeczy, w biegu codzienności tracą znaczenie. Bledną, znikają, jakby nic nigdy się nie działo. Niewiele potrzeba do iskry radości – słońce, dom, spacer.

to żegnałam

to witałam

puchate croissanty z maliną i pistacją (jedzone podczas gry w Simsy)

dziecięca radość i ekscytacja w oczach

Poprzedni PostNastępny Post