We wrzącej wodzie posolonej po włosku (tak by smakowała jak ocean) gotuje się połamany makaron spaghetti. Choć niejeden Włoch straciłby oddech pod wpływem tragicznie zerwanej linearności makaronowych nitek, Murakami na zwyczajny garnek patrzy pod zupełnie innym kątem. Być może wychowanie i styl życia autora The year of Spaghetti[1], Harukiego Murakamiego, nie pozwoliłyby mu na walkę z semolinowymi patyczkami i z iście japońską dokładnością wrzuciłby je do wody w całości. Zanurzywszy opakowanie, patrzyłby z zegarkiem w ręku na bąbelki, potem odcedził durszlakiem splątane węzły, a starannie odlaną wodę wykorzystał potem do sosu. Takie rady i sposoby serwują przynajmniej współcześni wielcy kucharze i kucharki, samozwańcze mistrzynie kuchennych podbojów internetu i przepisy wygenerowane przez sztuczną inteligencję. W opowiadaniu Murakamiego z 2005 roku trudno szukać takich treści. Autor nie oferuje czytelnikowi kiepskiej jakości przepisów dla zgłodniałych i liczących każdą złotówkę studentów. Można nawet śmiało podkreślić, że nie próbuje przenieść czytelników w rozgrzane słońcem wybrzeża Włoch ani skomponować obiadu na romantyczną randkę. Murakami wydaje się rezygnować z pokazania spaghetti jako dania, które ma nasycić człowieka niskim kosztem na długie godziny czy zachwycić smakiem – to raczej potrawa podejmująca próbę wypełnienia rozlanej w duszy pustki. Jak gdyby pozornie normalne, choć z pogranicza rytualne, przyrządzanie spaghetti w coraz dziwniejszych wariacjach z dodatkami i specjalnymi przyprawami miało fizycznie napełnić rozlewiska samotności, której bezmiar przyjmie ciepło parującej potrawy. To typowe dla japońskiego twórcy niecodzienne wyrwanie ze świata normalnego elementu i poddanie go refleksji. Czy więc kolejne lata też dyktowane będą życiem, jak opisywał Murakami, „dzięki i dla spaghetti”? Przez żołądek do serca, przez makaron do samotności.
Autor z błyskotliwą linią humorystyczną i iście wyrafinowanym poczuciem groteski przyrównuje kulinarne podboje bohatera do następujących raz po raz bitew. Codzienność pleciona nitkami spaghetti wymaga wszak kolejnych składników, nowych opakowań makaronów, litrów oliwy, ton czosnku i cebuli. Wszystko zjadane samemu, bez towarzystwa nikogo prócz własnych myśli. W makaronowej układance wielość osobowa nie istnieje, są tylko projekcje niemalże już pukających do drzwi znajomych, wyśnionych majaków i ludzi kompletnie obcych. Nikt ostatecznie nigdy nie zbliża się do drzwi, dominuje cisza. W przestrzeni opowiadania tylko raz pojawia się inny człowiek i to niecałkowicie. To dudnienie telefonicznego dzwonka i kobiecy głos tuż po podniesieniu słuchawki. Wydaje się, że to z pozoru nic nieznaczące wydarzenie potraktować można bez wielkiej rangi, choć w orkiestrze codziennego bulgotania, obijania się naczyń i krojenia warzyw trudno o tak sztuczny dźwięk. To główna oś koncepcyjna opowiadania – młody mężczyzna skuszony przez nietypowe doświadczenie, zatracony w rzeczywistości, decyduje się więc na rozmowę. Ponownie zbliżają się do siebie niby odrębne i frapujące nici fabularne. Mieszkanie wypełnione zapachem makaronu i niespodziewany dialog z byłą dziewczyną przyjaciela bohatera przenoszą postaci i czytelnika w nową warstwę odrealnionego absurdu. Niezręczność oraz nieprzygotowanie do prawdziwego kontaktu z drugim człowiekiem sprawiają, że mężczyzna nie potrafi w pełni logicznie myśleć i w normalny sposób rozmawiać z dzwoniącą dziewczyną. Gdy ona zadaje pytanie, on ucieka od tematu, mówiąc, że gotuje spaghetti, choć stoi samotnie przy telefonie. Czy to spaghetti miałoby jednak coś zmieniać? Marna wymówka okazuje się ucieczką do wymyślonego gara makaronu, mieszanego bez ładu szpatułką na w pełni wyimaginowanym palniku. To jednoczesny majak i comfort-food, nigdy do końca nieugotowany, tkwiący w wiecznym przygotowaniu wyobrażeń mężczyzny. Wydawać by się więc mogło, że ucieczka od odpowiedzi jest tak naprawdę absolutną próbą odcięcia się od ludzi. Nie ma wszak znaczenia, czy bohater rzeczywiście potrawę przygotowywał, czy tylko wpadał w znane sobie schematy poznawcze. W świecie zamkniętego mieszkania nie ma tłumów, emocji, wielu dźwięków czy nawet zapachów, choć ciągle przewija się wątek kulinarny. To jednak historia głęboka i głośno podkreślająca rozdarcie człowieka między sobą samym a zewnętrznym światem, z którym nie może się utożsamić. Podwójna tragedia relacji międzyludzkich i apatycznej bezsilności.
Separacja od otoczenia i wtłoczenie się w ramy własnego światka nieoczywistości oraz nierealności pojawiają się u Murakamiego nierzadko. Daje to pewien obraz japońskiego nastroju społecznego drugiej połowy XX wieku. Powstaje kontrast prężnie rozwijających się metropolii i małości jednostki, wysokich wieżowców i niskich chatek pamiętających bolesną pustkę wojny. Uwypuklają się także pozorne ład i harmonia życia oraz samotność ciasno spleciona z depresją. Nieco stereotypowy obraz japońskiej rzeczywistości (kiedyś i dziś) sam dzieli się na nieścisłości – Kraj Kwitnącej Wiśni słynie też z Lasu Samobójców, a problem samotności w przeciągu ostatnich lat został doprowadzony do rangi plagi. Społeczeństwo skupione na jednostkowości i anonimowości boryka się więc nierzadko z poczuciem izolacji i apatii. Murakami wyszczególnia ten problem, bazując na nieskomplikowanym przedstawieniu spaghetti – proces gotowania jest samodzielny, prosty. Można go dowolnie zmieniać, ale nigdy nie wyjdzie się poza ramy własnej przestrzeni bezpieczeństwa i komfortu. Zanurzone w sosie nitki przynoszą chwilową satysfakcję, choć wiadomo, że ich nadmiar szkodzi ogólnemu stanowi zdrowia. Człowiek zamyka się więc w ciasnej kuchni i otwiera na spaghetti, którym próbuje wypełnić tę ciemną, metafizyczną pustkę. Pozamaterialne rozdarcie towarzyszące ludziom od bliżej nieokreślonego czasu rodzi się samoistnie w nieświadomości, mimo życia człowieka w układance większej całości: rodziny, grupy znajomych, miasta, kraju, świata. Możliwe, że to ta pustka właśnie przebija się przez bezsilność 1971 roku – nawet największe porcje makaronowych dań nie załatają dziury w duszy samotnego człowieka. Będzie doświadczać jej dalej w pętlach własnej bezsilności – przynajmniej jednak najedzony.
[1] Haruki Murakami, The year of Spaghetti, tłum. Philip Gabriel The New Yorker z 21 listopada 2005, https://www.newyorker.com/magazine/2021/09/06/magazine20051121the-year-of-spaghetti, dostęp 11.01.2024.