alukes
Opublikowane przez ms

Warszawa, 17/02/2025

Rano kupiłam też świeże bułki i chleb z piekarni, niech M kosztuje glutenu. Poza tym po tej długiej przerwie oddałam się sportowi, choć towarzyszy mi dziwne uczucie, jakby przez te pół roku nic się w moim życiu nie wydarzyło. Chodzę w tych samych ciuchach po tych samych ulicach. Na tej samej siłowni wyciskam siódme poty, zachodzę do tej samej biedronki, piekę te same ciastka, siedzę na tym samym skrzypiącym krześle w tym samym mieszkaniu. Praga, wyjazd, nowi znajomi, niedogodności akademikowe, przygody i ekscytacje z wyjazdu jakby zniknęły za rogiem innego życia. To wciąż ja, może nawet i bardziej, a jednak coś w tej całej układance nie potrafi odnaleźć swojego miejsca.

Warszawa, teraz i później

Intensywność ostatnich tygodni zgrabnie przechodzi w chaos wspomnień, wybuchów uczuć, których się nie spodziewałam (czy czegoś można się w życiu spodziewać?) i treściowego pomieszania z poplątaniem. Mówią, że podczas snu mózg oczyszcza się z niepotrzebnych informacji, tworzy kafelki pamięci ułożone w mozaiki tych rzeczy, które powinniśmy zapamiętać. Pamiętam ostatnią noc w Pradze spędzoną w towarzystwie przyjaciół, na brudnej wykładzinie z herbatą zamiast wina, nikt nie chciał wychodzić. Wszystkie wizyty najbliższych, których zainteresowanie i troska roztopiły moje stęsknione serce – nasze spacery, wizyty w lokalnych pubach z dobrym piwem, tańsze zakupy w Tesco z clubcardem (herbaty Pickwick jakby szły na przemyt). Lepienia polskich gwiazd kuchni, akwarelowo płynące spotkania podczas kryzysów i wymalowanie uczuć na kartkach – u kogoś kwiatki, smoki lub rozrzewnione płomienie. Polskie powroty pociągiem przez Berlin, przyjazdy do Warszawy, świadomość, że ktoś czeka po drugiej stronie trasy lub przyjeżdża ze swojego końca, by poświęcić czas Tobie właśnie. Ile miłości jest w przekazaniu swoich chwil innej osobie?

Mózg nie pozbył się wspomnień długich wypraw po odkurzacz ukryty pięć pięter niżej  i milion korytarzów dalej od pokoju, w recepcji. Pięć koron i leć do góry, sprzątaj dywan okryty generacyjnym brudem. Łudź się, że jest czysto, protekcyjnie i tak chodź w klapkach. Pamiętam nietaktownie głośne rozmowy i śmiechy osoby współdzielącej ze mną pokój, równie dobrze rysuje mi się obraz mojej furii i rezygnacji. Nie potrafiłam wystarczająco dobrze zwrócić jej uwagi, ze Słowaczką nie będziemy przyjaciółkami po wieki. Gdzieś w tle błąkają się też kadry z kręconej przypadkowo w akademiku reklamy, wielka ekipa filmowa nagrywa zbiorowisko tańczących ludzi – tani wynajem i zapewnione spóźnienia studentów na tramwaj do miasta? Trafiony i zatopiony, jak kamienie rzucane na zamarzniętą rzekę w Lesoparku lub gesty skierowane do kotków w kociej kawiarni odwiedzonej z C. Wielkie kawałki medovnika, litry matchy i przeświadczenie, że ta rozpusta to zmiana charakteru – odpuszczenie wewnętrznego skąpstwa. Rzeczywistość szybko przybiła mnie do ziemi, w Warszawie kawę trzymam we własnym fioletowym termosie, ciasto upiekę w mieszkaniu.

Więc znów w kartony i walizki wrzuciłam swoje życie. Wróciłam i krążę, wszystko jakby po staremu. W szafce kilka ślicznych, nowych kubków, przywieziona z Pragi patelnia, czeskie przyprawy w polskich słoiczkach, tych samych co i rok temu. Wycieraczka przed drzwiami wymięta, wczuwam się w ten stan. Pokój ozdobiłam po staremu, jest w tym układzie schludna przytulność i bezpieczeństwo, potrzebne zwłaszcza po tym wielkim maratonie zmian. Jedna po drugiej, nie do końca pozwala się zakorzenić w głowie – byłam tam, jestem tu. Spałam, jadłam, mieszkałam, obserwowałam, żyłam tu i tam. Głowa gubi się w półroczu wyskoku, skoro wszystko z zewnątrz takie samo, czy niedaleka przeszłość nie zaniknie w starym obrazku mojego życia?

Tu nie za dużo widocznych zmian, herbata smakuje tak samo, woda równie gorąca. Ulubione perfumy rozpylają te same nuty zapachowe, za to kuchnia większa, po wysprzątaniu czystsza, gotowa na powrót do kulinarnych zapędów. Po praskiej przygodzie z makaronem gotowanym w czajniku, zwątpiłam w rzekomy zmysł smaku. Mimo tego, nie chcę niczego zapominać, ale głupstwem byłoby udawać, że głowa pomieści hektary wolno pływających wspomnień – bierze to, z czego korzystasz teraz, więc spisuj jak najwięcej. Tak myślę i próbuję się przemóc, by kolejnego dnia napisać choć kilka zdań.

Na uczelni znajome twarze, miło być pamiętaną, pytają jak było. Ktoś nie wiedział nawet, że wyjechałam, dobrze być z powrotem w tym budynku, nic się nie zmieniło. W mieszkaniu ciszej, jak wolne duchy mijamy się w pokojach; u mnie muzyka i długie leniwe popołudnie pod kocem. Z nim oglądam n-ty odcinek serialu, jemy popcorn, leczymy nabyte stęsknienie – idzie wybornie. Pod poduszką burczy telefon, przychodzą co chwilkę wiadomości z innych części świata; Praga łączy się przez internet. Jedna z koleżanek próbuje przeżyć -8 stopni, kolejna mierzy się z wyprowadzką do Brukseli, inna od fryzjerki wyszła z grzywką. Może i głupoty, ale łączą, dopóki dba się o relacje, istnieją, nawet na kilkaset kilometrów.

Otworzyłam oczy, mrugnęłam raz, dwa razy. Znów w Warszawie, wciąż w Warszawie? Nie ma co się łudzić, ten sam człowiek wrócił do tego samego miasta. Ja, wzbogacona o czeskie słówka, wrażenie, że już nic mnie nie pokona i relacje z ludźmi, których szczerze będzie mi brakować. Warszawa pewnie też z fasady podobna, choć w środku może i wrzy? Czas na nowo zatańczyć tango, patrzeć na nią z sympatią, bo choć nie ma budynków tak pięknych jak w Pradze, to właśnie to miasto wybrałam, by przez najbliższy czas zakotwiczyć tu życie. Od Wełtawy do Wisły, popłynęłam. Od Pragi 15 do Śródmieścia, przyjechałam.

pierwszy obiad ugotowany na przestrzeni większej niż komoda

przemierzona już stokroć droga, bez zmian

kwiaty, kwiaty, kwiaty <3

Poprzedni PostNastępny Post