Zostawiamy za sobą okruchy rozrzucone po różnych zakamarkach świata. W Oslo tarmoszą się kawałeczki cynamonowego gofra z brązowym, lekko słodkim serem. Poznańskie jagodzianki smakowane latem na talerzu zostawiają fioletowe mazgaje i kropki nieregularnej kruszonki; krakowskie obwarzanki na usłanym gołębiami chodniku gubią cząsteczki swojego ciasta. Szczecińskie bajgle rozrzucają na stole sezam i czarnuszkę, pewnie z wielkiej kanapki wypadnie więcej. Chrupkie brzegi świeżo usmażonych naleśników tkwią przyklejone do talerza ze złotą obwódką. W glutenowym szaleństwie szukają miejsca lajkonikowe krakersy jedzone na okrągło w Polsce i za granicą; obok nich maślane croissanty wypróbowane na Chmielnej w Warszawie i na Jagiellońskiej w mieście Gryfa. W Hali Mirowskiej sprzedają zalepione w kopertkę gruzińskie placki, szpinak wchodzi w zęby, cztery sery ciągną się po podniebieniu, warzywny farsz ucieka na podłogę. Szkoda, to ten najlepszy. A w długiej kolejce do piekarni pałętają się okruchy tłustych pączków i lepkich polew z karmelizowaną pomarańczą. Od ciastka do ciastka, od kromki do bułki, od glutenu zaczynając, na glutenie kończąc.
Podążam śladami zlepionych mąką wspomnień, widząc długie spacery po mieście i niezapowiedziane wizyty obfite w słono-słodkie ciastka z czekoladą. Drożdżówkowa kruszonka maluje obraz polskiego czerwca, kruchy jabłecznik gra w karty z jesienią. Znam takich, co wypiek z jabłkiem traktują z największą powagą i uwielbieniem – wśród tylu innych wypieków, wybrać ten klasyczny za ulubiony? To piękna prostota. Krokami przydeptuję dalsze ogryzki, wafelki od lodów jedzonych nad morzem, grzanki pałaszowane pod kocem przy Milionerach (kto nie myśli, że na wszystko zna dobrą odpowiedź?). W zębach kotłują się zagubione ziarenka maku z podarowanej kiedyś babki, do palców przywarł puszysty serek z hojnie posmarowanej nim połówki bułki poznańskiej. Jej obłoczność bawi podniebienie, z sierpniowym pomidorem tworzy duet idealny. Na talerzu obok kryształki soli i ziarenka pieprzu, smak dzieciństwa, domu i bezpieczeństwa.
W dziesiątkach miejsc, na których stanęła moja stopa i poległy okruchy, w zasięgu ręki byli ludzie. Maślane płatki ciasta francuskiego odrywane jeden za drugim w któreś popołudnie towarzyszyły przecież długim rozmowom przy kawie. Krztyna sernika dyniowego patrzyła na nasze pierwsze, nie do końca świadome jeszcze, zauroczone spojrzenia. Bananowy chlebek szybko wychodził z przebrania i stawał się ciastem dzielonym na działkowych imprezach, urodzinach i szkolnych spotkaniach. Pierwszy świeżo upieczony przeze mnie chleb pachniał jak fascynacja zakwasem i miłość do cierpliwego procesu jego powstawania – popisowa kromka zjedzona była na pół. W smaku dobra, posmarowana dżemem dawała wrażenie jakby na świecie nic złego nigdy nie miało miejsca. Dużo tego wypiekowego bajdurzenia, zanurzania się w wyrośniętych górkach keksówki – czy warto ten miękki sen kończyć?
W ciągu dopiero wyrastającego jak na drożdżach życia, przewinęło się przez mój brzuch wiele posiłków. Te najprzyjemniejsze spędzane były z innymi ludźmi. Ciasto jogurtowe jedzone samemu smakuje dobrze, jeszcze lepiej przy stole nakrytym radością z przyjaciółmi czy rodziną. Taca orzechowca jest nie do przejedzenia w samotne popołudnia z kawą, w święta, gdy siedzi się razem, znika w tle rozmów. W kawiarni za ladą leży ileś dzisiejszych dobrodziejstw z chrupiącą skórką i gładkim miękiszem. Rządek gapiów zastanawia się nad puchatym rogalem lub warkoczem chałki. Włosa nie dziel na czworo, dziel się ciastkami. Polecaj nowe piekarnie, wspieraj lokalne wytwórnie, leć po świeże bułki, jak mój tata, gdy byłam mała. Pisz pracę o chlebie na pierwszym roku studiów i rozmawiaj z ludźmi na temat ich rodzinnej historii i wytwórniczej pasji. Jak Jaś i Małgosia wyznaczaj niezapomniane ścieżki rozsypanymi okruchami, choć lepiej stroń od gołębi. Przez jedzenie poznawaj świat, podróżuj, kąsaj wspólnie, bez kąśliwych uwag traw. Na trawie leż spokojnie – co za piękne czasy, w takim luksusie żyć.

lawasz, aż słów brak

smak lata – drożdżówka domowa usłana porzeczkami z krzaczka

poznańskie mazgaje jagodowej uczty

niepozornie pyszne gofry, zgoła inne od nadmorskich polskich (Oslo)