alukes
Opublikowane przez ms

Najtrudniej jest zacząć. Wstać z łóżka, wziąć się za pisanie, pokonać niechęci i zadzwonić do lekarza. Spakować się na wyjazd, kupić ileś tam rzeczy, czując, że jest ich aż nadto – wiedzieć, że w ferworze życia czegoś i tak zabraknie. Łatwo otworzyć w głowie okno na zmiany, które zdarzyć mają się za jakiś czas. Za miesiąc, dwa, pół roku – w ukrywanej ekscytacji planować, co trzeba, żyjąc magią teraźniejszości, korzystać i płynąć przez życie, czekać aż nagle nastanie dzień, który stanie się barierą między znanym a nowym. Niełatwo jest zmierzyć się z za szybkim tykaniem zegara, pierwszym jesiennym chłodem, wieczorami rozpoczynającymi się za wcześnie, zapachem przybitej gleby. Z koniecznością kolejnej zmiany, nawet jeśli samej się na nią zdecydowało, z nadmiarem myśli i wątpliwości, które prędko tracą miły rozpęd letniego szaleństwa, ulegając późno wrześniowym kroplom stukającym o beton. Kojące dźwięki budzą wspomnienia melancholijnych nocy, gdy gorąca herbata rozlewa się mozolnie po zakamarkach ciała i jako jedyna staje się miłym remedium na lęki.

Najłatwiej jest zacząć tęsknić za tymi, którzy codziennie pokazują wsparcie, przyjaźń i miłość. Z momentem pożegnania odchodzi perspektywa spotkania w najbliższych miesiącach, przychodzi smutek. Jego, choć przewrotnie ukazana, pozytywność wskazuje, że wszystkie spotkania, chwile razem, zjedzone wspólnie posiłki, spacery, nerwowo wymieniane spojrzenia, śmiechy i chichy, ochy i achy, akty, objęcia, zbliżenia twarzy, ściśnięcia dłoni, smyrgnięcia w nos miały znaczenie. Powstaje wewnętrzne rozerwanie między definicją smutku, a jego doświadczeniem, wynikającym z fundamentów wybudowanych z ciepła i zaangażowania. Uczucie otoczone przez wianuszek innych stanów związanych supełkiem i przytwierdzonych do serca. Miej serce i patrzaj w serce – w nim radość z bliskich ludzi, którzy są jak długa drzemka po nieprzespanej nocy lub ugotowany obiad, gdy nie ma na nic czasu. Będzie go dużo, mierzony dystansem wskazuje 507 km.

Pora na dłuższą chwilę porzucić warszawskie skojarzenia z Pragą Północ czy Południe. Czeskie strony przyciągnęły mnie nieodpartym uczuciem świeżości w kręgu słowiańskich kultur, które znam lokalnie, a na inne ich warianty spoglądam podekscytowanym okiem. Ukradkiem widzę wysokie wieże, karolowe mosty i uniwersytety, długie dojazdy na uczelnię i śmieszne napisy w tramwajach. Piwo – ciemne (kozel cerny!), język podobny, doświadczenie zupełnie inne. Korzystam, więc z magicznej funkcji słowa i śmiało wyrzucam z siebie trzy życzenia (bardziej wewnętrzne rozkazy?), od sentymentalnych po praktyczne, czeskie, praskie, uniwersyteckie, życiowe.

  1. nie tęsknić za tym, do czego przyjdzie czas wrócić – korzystać z wszystkiego, co wywoła niepowstrzymany wyrzut energii w duszy, nauczyć się co nieco po czesku mluvit i kulturalnie pić piwo
  2. pamiętać o ludziach – być wdzięczną za pożegnalną imprezę w motywie czeskim, gest kupna czeskiego nealko trunku, upieczenie babeczek przez t, która z kuchnią utrzymuje kontakty raczej niebliskie
  3. otwartą głową i buzią czerpać z możliwości, które daje namacalne bycie w przepięknym, europejskim mieście – w murach uniwersytetu i na ulicy, w akademiku, w stołówce (przez żołądek wiele się można nauczyć, być może i Czesi coś bez mięsa znajdą?)

Ckliwie stawiając ostatnie słowa układam podziękowania dla m, który całym sercem wspierał (i wspiera!) ciągnące się bez końca erasmusowe wyzwania. Wszystkie drukowane papierki, wysyłane listy, rozmowy o rozłące, m[l]emy, objęcia w momentach słabości, pakowanie kartonów do auta i pożegnalne pocałunki. W relacjach zmiana działa na wszystkich – mój początek jest więc dla drugiej strony niepomijalną zmianą – za podjęcie się tej przygody i bezwarunkowe wsparcie o każdej porze (prócz 3 w nocy!) dziękuję.

Za začátky!

Poprzedni PostNastępny Post