alukes
Opublikowane przez ms

To dzień z rzędu tych niecodziennych, złączony z niechęci, determinacji, przymusu, radości i lenistwa. Gdzieś pomiędzy jedną zupełnie typową niemiecką wioską a drugą, nieopodal Rostocku, choć nadal nieblisko – wstałam przed siódmą, doceniając od pierwszych minut po przebudzeniu: ciepły prysznic i wygodne spodnie. Zatopiona w ciszy okolicy wyszłam na spacer, pierwszy dzień tej samej pracy, trzecie lato z rzędu w świecie animacji dla dzieci i minidisko. Nic nowego, choć większe rozżalenie, że światem rządzi pieniądz, a pieniądzem praca. Man muss arbeiten – więc wytaczam się szerokim uśmiechem i nie zdejmę go przez kolejne 3 tygodnie. Nawet jeśli czegoś nie zrozumiem, jest odpowiedzią i usprawiedliwieniem dla braków językowych, podtrzymuje miłą atmosferę i od środka męczy (na dłuższą metę nie można ciągle żyć uśmiechem).

Szłam polnymi dróżkami i wczesną porą, bo tylko wtedy jestem sama dla siebie, a świat dla mnie. Nic nie może przerwać symbiozy bujania się do dźwięków w słuchawkach, odbić słońca na twarzy i głębokiego oddechu przed całym dniem pod kloszem obowiązków. Bez przesady jednak, zawsze trafić można gorzej – dają jeść, dają pić, dają spać, niech dadzą czasem święty spokój. Spokojem było przynajmniej podtrzymanie tradycji zrywu niedojrzałych jabłuszek ze szpaleru drzewek owocowych – jeden gryz, kolejny. Kwaśne, wyrzut i kolejne, aż trafi się przyjemnie słodkie, świeże, ociekające sokiem. Wycieram ręce o rękaw, wokół nikogo nie ma, luksus samotności.

Letni, choć zimny wiatr, rozczapierza moje niedbale związane włosy i przyjemnie porusza nogawkami luźnego dresu. Mijam uliczki kolejnych domków, tam, gdzie wczoraj widziałam kredowe rysunki dzieci, widnieje pustka. Deszcz zmył wszystko, pozostała sama pamięć o kolorach i kilka imion, którymi podpisano dziwaczne gry, malunki, szeroko rozumiane twory. Podobnie pamiętać chcę późniejsze rozwiązanie wieczoru – przejażdżka rowerem zapakowanym po krawędzie własnej konstrukcji. Koce, gitara, bluzy, torby i my – jechałyśmy odetchnąć wśród wody. Wystarczy nieraz tylko usiąść na pomoście, siedzieć, śpiewać i patrzeć w chmury. Suną niepostrzeżenie po niebie wybijając się z pastelowego nieba, od tafli jeziora odbija się cały ten obrazek, choć z innej perspektywy wygląda jakby tworzył osobny świat. My i wy – jeziorne stwory, zatopione telefony, zanurzone dźwięki i przeszłe spotkania w tym samym miejscu. Punktem stycznym przestrzeń, zgoła inne rekwizyty.

Przyjechać to jedno, wrócić drugie. Pod górkę, na przekór własnym siłom i mięśniom, mus to mus. Udało się, i choć zmęczona, czuję na sobie powiew chwilowego spokoju. Jutro na nowo to samo i znów, znów, znów. Rozkojarzona wielością zdarzeń przyciągam sznureczki tych przypadkowych (nie)zwykłości – niedojrzale zielone jabłko, ciepła Inka rozlewająca się po środeczku ciała i duszy, i przysłuchiwanie się B śpiewającej Nie mogę Ci wiele dać. Zauroczona pogłosem wędruję ku myśli, że i ja sama niewiele mam i niewiele dać mogę ci. Przykro mi. Na ten moment jednak wszystkiego musi starczyć, bis später.

Poprzedni PostNastępny Post