Dumnie prężący się w blasku własnego piękna bukiet różowych tulipanów stanął na mojej szafce. Tuż obok przemalowanej, pustej butelki po tanim winie i uporządkowanego chaosu perfum kuszących zapachem świeżości, słodkości i kobiecości. Moja mama od zawsze mówi z przekonaniem, że kobieta musi pachnieć – tą sentencją psikam się na co dzień. Waniliowe rozkosze czule prześcigają się z nutami konwalii, dzikie cytrusowe powiewy walczą z ciężkością róży – wszystkie zostawiają przestrzeń dla najpiękniejszego zapachu wczesnej wiosny. Noszę na sobie te życzliwe aromaty bez względu na porę roku, gdy kwiaty we włosach potargał wiatr i, gdy czas nas uczy pogody.
Jak w filmie zatrzymuję się przy tych kwiatach i w lekko niezręcznym schyleniu wącham je, choć tulipany nijak mają się do woni fiołków, bergamotek, piwonii czy wściekle żółtych forsycji. To raczej wyczuwalna lekkość ziemi, która budzi się do życia i zapach mokrej, spragnionej słońca gleby, odbijającej od siebie wszelkie zapachy szarzyzny poprzednich miesięcy. Te kwiaty dorastały pewnie w hurtownii, lecz nie trzymam im tego za złe – uroczo barwione płatki same proszą się o łaskawą ocenę. Długie, jasnozielone łodyżki pną się ku górze, jakby chciały przekazać mi śmiałą myśl, że do świata wraca na nowo kolor i radość. Ach, szkoda, że nie mogą nic mi powiedzieć – ich świeżość wpłynęłaby może na moje widzenie, dopiero budzące się do tkwienia w stanie niewymuszonej energetyczności. Być może chcę, by wybrzmiało proste stwierdzenie wynikłe z patrzenia na różową grację w tym szarym wazonie. Tulipany przywodzą mi na myśl poczucie spokoju w krystalicznie czystej formie. Tyle wystarczyło by ponura aura zimy zaczęła kruszeć – kilka tylko cieplejszych dni, słonecznych godzin i kwiaty.
Niesamowite we własnej złożoności i dostępności – rozłożyście rozkokoszone w podłużnych wazonach i te stojące na baczność w długich dzbankach. Bogate wiązanki i skromne różyczki, którym przewodzi myśl sprawienia drugiej osobie radości. Kwiaty to podarunek zaskakująco prosty, ale wspaniały i piękny. Kto zresztą nie lubi otaczać się pięknem, patrzeć na świadectwo czyjejś miłości, uczucia? Czy jest osoba, której żal robi się, patrząc na podwinięte listki ozdobnych wiązek – dowodów niegodnego podważenia znaczenia jednego człowieka dla drugiego? Towarzyszą nam przez całe życie, w celebracjach, momentach przełomowych, w przywitaniach i bolesnych pożegnaniach. Jedno niezmiennie przewija się przez ich mocne łodyżki – idą z nami krok w krok, pęd w pęd. W pędzie życia jedne wysychają, wymieniane są na nowe – tak w kółko, nieprzerwanie, choć to zupełnie nieekonomiczne i u gruntu bezsensowne, skazane na zwiędnięcie. A jednak od zawsze są i, na co liczę, będą. W euforii i rozpaczy, w życiu i nicości, w ukojeniu łez i powodach do radości. Dzisiaj świętuję wiosenny rozkwit uroczej miłości, więc jak będzie dalej? Tuli pan, czy nie?