alukes
Opublikowane przez ms

Świat ujrzałaś razem z nią

Płakałaś razem z nią

I rosłaś, rosłaś razem z nią

Ładniałaś razem z nią

Tak dźwięcznie odbijały się od ścian warszawskiego mieszkania te zlepki słów. Kręciłam się wesoła, skakałam, tańczyłam, śpiewałam. W duety wskakiwałam z Kaliną Jędrusik, harmonię tworzyłam z Grechutą, z Jantar szukałam słońca w tym szarym mieście. I myślałam zauroczona, że ponadczasowe piosenki tak wspaniale towarzyszą mi w mojej słodkiej młodości – T nieraz natrafiła na te momenty euforii, gdy ukradkiem z pokoju wyszła po herbatę, a ja z błyskiem w oku ugniatałam drożdżówki czy maślane ciasteczka. Być może śmiała się w duchu, gdy z Marylą nuciłam Sing-Sing…

Dzisiaj śpiewam podobnie, otrząsając się z tej nadętej wizji przekroczenia dwudziestki. Ponury nastrój wymazuję z tablicy, głowę odwracam od zapewnień, że zacznie ściskać mnie od tego dnia po wszech czas natłok rzeczywistości. Nie baczę na depresję niedzielnych wieczorów, unikam uszczypliwego stresu, nacisku na rozwój, rozwój, rozwój. Odrzucam wszędobylskie wizje coraz trudniejszych poranków, chaotycznie nieprzyjemnych obowiązków, samotności skąpanej w perspektywie kolejnych lat powagi życia. Ciągle słyszę, pół żartem, pół serio, rozmowy o tym, jak dwudziestolatkowie świat widzą zupełnie inaczej, z szaroburym filtrem nałożonym na własną, jakby sabotowaną przyszłość. Przysłuchuję się: dostrzegam niepewność, lęki, strach przed zmianą, nieubłagalnym procesem ciągłych życiowych przemian. Pytając o tę magiczną granicę wieku, otrzymuję głównie odpowiedzi podszyte ironicznym komentarzem o starzeniu, bolącym krzyżu, słabszej głowie (Amerykanie patrzą tu na nas z otwartą buzią!). Wszystkiemu towarzyszy poczucie dziwności, patosu, dorosłości. Tej nieokreślonej dorosłości, która płynnie wytycza swoje granice, nie informując o tym samych zainteresowanych.

Nie czuję się jednak doinformowana – pytam też starszych. Co to znaczy być dwudziestolatką? Ach, piękne czasy, tak? Ta młodość? Energia, głupota, działanie? Czemu się uśmiecham? Nieco romantycznie to dla mnie brzmi, ale doceniam idealizację utraconego. Znów słucham i obserwuję podniesione kąciki ust – błysk w oku przekazuje wartość wspomnień mi niedostępnych. Wydaje mi się jednak, że wyłapuję z tego łunę nastroju ich pamięci o dwudziestce. Jak połączyć entuzjazm przeszłych pokoleń pamiętających ich doświadczenie ze słowami bliższych mi wiekowo osób – z ich poczuciem beznadziei przeplatanym wolą działania.

Zamyślona siadam z kawą przy biurku i myślę. Wstaję, spaceruję, siadam – wciąż szukam jakiejś ciągłości, spójności, wskazówki, jak nastawić się na ten czas? Nieporadnie mi to idzie, mam więc pierwsze doświadczenie: chaos niewiedzy, próba zrozumienia świata, dumnie pozorne poczucie wszechwiedzy. Sklecam to z niezręcznością, która łączy się ze śmiechem, radością, przypadkowością i przyjacielskim uściśnięciem dłoni. Te same dłonie zatrzaskują drzwi, ucinają kontakty, napotykają bariery. Kłótnie, niepokoje, poczucie samotności, beznadziei, bezcelowości – trafiają też w centrum świadomości dwudziestolatków. Nieśmiesznymi memami próbują ratować wtedy swoje relacje, podejmują nielogiczne i często bezsensowne decyzje. Ponoszą konsekwencje – jest w tym wszystkim wszak, tajemnicza i wspomniana już dorosłość. Tańczy wolnego z dojrzałością – depczą się czasem, niepewne kim w tym układzie są. Zdarzają się sekwencje udane i te w zupełności zgubione.

Przeplatają się między tym wszystkim inni ludzie – lepione są nowe maski, czułe słówka, puste obietnice i szczere chęci. Dotyka się nowych policzków, przytula inne ciało, patrzy w kolejne oczy, potyka o wystawione nogi i wpada w czyjeś ramiona. Konstelacja relacji w całej swojej rozłożoności dyktuje przebieg dni, bez ludzi nie ma przecież nic (znów Gombrowicz!).

Już sama nie wiem, jak ten wymięty chleb dwudziestych urodzin ugryźć. Podtrzymam się więc tej karkołomnej nadziei i pozytywności, że niepewność na pewno przeplatana będzie radością. Pojawią się pytania, nowe zadania, obowiązki, trudności, ale między nimi też satysfakcje, błyszczące oczy i szaleństwo wiary w swoją moc sprawczą. Rozczarowania, zawody, butne pokazy własnej powagi, deszczowe okresy i słoneczne chwile. Niewyraźna, nieco pomieszana ta wizja, jakby sama nie potrafiła się w tym wszystkim określić. Ach, nieistotne – dziś ku młodości pisanej z dwójką na początku zostałam wrzucona, więc sama będę ją kształtować. Po głowie krząta mi się donośny śpiew Danuty Rinn:

Ona ma 20 lat

 

Poprzedni PostNastępny Post