alukes
Opublikowane przez ms

Całe miasto skrzeczy i syczy symfonią przedwyborczej ekscytacji, fali oczekiwania, ostatków kampanijnej wrzawy. Niektórzy szepcą o swoich preferencjach, są też przekrzykujący, atakujący sensacyjnie niecharyzmatyczne zapewnienia. W otwartych ramach drzwi stoją ludzie – mówią o nowych szansach, szukając w nich trzeciej drogi ucieczki od dwupolowego starcia pełnego popisów. Ktoś z kimś innym na ławce siedzi i dyskutują: ci nam zabiorą, tamci oddadzą Zachodowi, oni kłamią; kto w tym wszystkim nie nagina prawdy? Choć wszyscy serca mają biologicznie pośrodku, znajdą się też deklarujący przesunięcie w lewą stronę. Z prawej zaś czuć chłód zastoju i żar międzyludzkiej pogardy do godności. Gdzieniegdzie niechlujnie przewijają się porozrzucane kolorowe ulotki, gazetki – hasła, twarze, obietnice, numery. Już jutro nic nie będzie do dopowiedzenia, więc miasto kipi wielością przekazu. Kończy się kolejny etap bombardowania milionowej widowni porozrzucanej w obrysie niepogodzonej wewnętrznie Polski; kto pojutrze zapłacze, wybiegnie, wzruszy się, uśmiechnie, załamie? Sama ciekawością i nadzieją owładnięta kurczowo przysłuchiwałam się dziś ostatkom tej gorączki, mentalnie zapisywałam zaangażowane postaci, obserwowałam zmotywowane duszeni odrzucające cienie. W tym ostatnim biegu każdy krzyczeć chce jak najgłośniej, więc natężam słuch ku normalności, człowieczeństwu i autentyczności. Słyszę nadzieję i patetycznie brzmiącą wiarę w zmianę. Płynnie przyciągam te nutki do siebie i chowam głęboko w sercu, które bije dla lepszej przyszłości.

Poprzedni PostNastępny Post