alukes
Opublikowane przez ms

Dzisiaj pod skórą noszę w sobie siatkę cienkich niteczek złości. Rozgałęziają się po całej strukturze żył, tętnic, stawików, chrząstek i przegub, ciskając w najdalsze czeluści tak skomplikowanego mechanizmu – człowieczka owiniętego otoczką skóry. Tak dopracowana machina, ku pewnemu zaskoczeniu, nie potrafi sobie jednak poradzić z natłokiem rozbieganych myśli, ba, miliona myśli na przestrzeni chwili. Tłoki mózgu kipią i syczą, bulgotają z przegrzania, szemrają z przesytu i świerkają w świście posuwistych szybkich taktów, nietaktów, nieskładni, marzeń, obaw, lęków, przerażenia, strachu. Myślę, że, być może, nieco świadomie podlewam korzenie wielotkankowej irytacji, która jest mieszanką przebodźcowanego mózgu – tak pilnie próbującego zachować w równowadze dobrostan ciała i ducha, który sprintem przeskakuje przez swoje kolejne zawiłości. Ten człowiek – ja, choć też nie-ja, bo siebie z boku nie poznaję, boi się takiego życia. Stanu egzystowania a nie stąpania po ziemi hardo, pod kontrolą lub z jej domieszką i otwartością na nieprzewidywalne wspomnienia. Ja się boję, a złością wytwarzam mechanizm by odstraszyć ludzi, od których tak bardzo brakuje mi aprobaty. Chciałabym być zauważona, zaopiekowana i zatroszczona – psychicznie. Chciałabym móc odpocząć i nie myśleć wciąż o presji z zewnątrz nakładanej na siebie wewnętrznie. Chciałabym przestać tłumić emocje myślami, przestać karmić się strachem,

że każde jedzenie musi być: najmniejsze, spacery najdłuższe, moje uda najmniejsze, mój mózg najmniej ważny a ja sama? Ja w tym scenariuszu muszę być najpiękniejsza, najskromniejsza, najchudsza i najmniejsza

W tym wszystkim czuję się bezsilna i rozpaczliwie rozdarta między emocjami, których wcale nie chcę, a wciąż je przeżywam.

Poprzedni PostNastępny Post