alukes
Opublikowane przez ms

To miasto przeważnie pachnie jak szlugi i kalafiory, w sierpniu zaś otacza się wonią topionego wosku i obiadów gotowanych w blokach z wielkiej płyty. Przechodząc obok wysokich wieżowców czuć co najwyżej nutę kawy, w witrynie oczy karmisz kraftowymi babeczkami bez cukru, laktozy, glutenu i szczęścia. Tuż obok stoi concept store – towarzyszą mu wysokie obcasy i papierosy rzucane na chodnik, jakby z petów wyrosnąć miały petunie. Kwiaty znaleźć można za to przy Hali Mirowskiej, gdzie w szaroburych kubłach sprzedają je starsze panie, samozwańcza konkurencja dla namiotowych kwiaciarni. Nie chcą się nieraz targować, te babcie, więc z kwiatów lipa. Lipa już przekwitła, na ulicach pyłki traw i kurz, wysprzątane chodniki i wystawione samopas meble, niepotrzebne po czyimś remoncie. Może ktoś weźmie?

Do mieszkania przychodzą znajome twarze, w kieliszkach dryfuje wino. Charakterystyczny, wakacyjny okres trudności w spotkaniu, każdy gdzieś i w ciągłym rozjeździe – w Mołdawii, po środku Polski, w domu rodzinnym, poza domem, u rodziny, gdzieś, gdzie nie sięgają nawet media społecznościowe. Tym bardziej miło zasiąść przy rozłożonych w kręgu krzesłach i choć godzinę spędzić na słuchaniu i mówieniu. W sierpniu warto słuchać, bo do powiedzenia można mieć mniej niż zazwyczaj, gdy całe miasto zatrzymuje się na minutę o siedemnastej, a potem celebruje pamięć obecnością ostatnich żywych powstańców warszawskich. Gdy w Muzeum Powstania Warszawskiego słuchałam przemówień pomyślałam, że warto słuchać świadectw, a raczej ludzi, którzy je wytwarzają – ostatnia garść bohaterów coraz bardziej drżącym głosem przebija się przez tłum. O lasce czy wózku, z aparatem słuchowym i uśmiechem jako stałym elemencie inwentarza. Duma w oczach i smutek w duszy. Przeżyć 81 lat w cieniu traumy oznacza powracanie do niej przez cały ten czas, warszawiacy i warszawianki nie mogą zapomnieć, bo pamięć to świętość.

To nie miały być słowa o obchodach rocznicy wybuchu powstania warszawskiego, tylko o ludziach, spotkaniach, relacjach. Życie ułożyło się jednak tak, że nitką mojej historii jest budowanie – bliższej lub zupełnie przypadkowej – więzi z ludźmi, którzy jeszcze jako młodzi dorośli czy dzieci oddali swój los sprawie. Nie definiując ich wyłącznie przez pryzmat wojennej optyki, to osoby niezwykłe, czułe, szczere, różne i o dobrym sercu otwartym na innych. Choć często o odmiennych historiach życiowych, rok w rok spotykają się na sierpniowych uroczystościach i celebrują pamięć, a wraz z nimi kolejne pokolenia tych, którzy swoją definicję patriotyzmu budują na co dzień. Na przykład świadomym interpretowaniem rzeczywistości i byciem częścią grupy, która szacunek do walki o wolność stawia na pierwszym miejscu. Dla jednych miłość ojczyzny to wyświechtane słowa, które straciły znaczenie w momencie intelektualnego zwyciężenia ego nad poczuciem wspólnoty. Inni zaś potrzegają patriotyzm jako przestrzeganie tradycyjnych wartości ulokowanych w polityce i obyczajach, niektórzy po prostu dbają o pamięć, płacą podatki i żyją własnym życiem. Być może patriotyzm potrzebuje redefinicji, tak by nie skupiał się głównie na roli kraju jako wiecznej ofiary, a na Polsce z przyszłością otwartą na różnorodność wizji jej rozwoju. Najdalej pada jabłko od jabłoni, gdyby skupić się na budowaniu miłości opartej na nienawiści do innych, wypominaniu tego, co przeminęło i skupianiu się na dalekiej przeszłości, gdy to, co teraz zaraz wkroczy w jej ramiona.

Jako Polacy lubimy żyć w historii, na której budujemy nasze pomniki, krzyczymy ojczyźniane hasła i mówimy, że pamiętamy, choć czasem tylko od święta. Pamięć to też towarzystwo dla starszej osoby, górnolotnie brzmiące dbanie o swoją edukację i wyrozumiałość dla niedoskonałości ludzi.

Na pociąg do Szczecina zaspaliśmy, ale cóż, udało się złapać kolejny. Może to lekcja od życia, by zwolnić i dłużej podumać, obserwować długie delegacje składające kwiaty pod Pomnikiem Polegli Niepokonani, uścisnąć dłoń znajomym powstańcom i rozmawiać z nimi długo i szczerze, nawet jeśli więcej w tym wszystkim słuchania. Słuchać, powtarzać, pisać – pamięć tak szybko ulotna. A przy wieczornym spacerze po Warszawie można patrzeć na te podziurawione mury, tablice pamiątkowe i kamienne pomniki – miejsca uświęcone krwią Polaków. Tymi samymi ulicami biegli kiedyś, myśląc o niepewnej przyszłości, dla nich te czerwone znicze płonące przez kilka symbolicznych godzin.

I wyszło jak zwykle, o wszystkim po trosze, od Szcześniaka po Polskę.

kontrast – stare i nowe, oni i my

Poprzedni PostNastępny Post