sytuacja była dość jasna, plan najchytrzej zarysowany, a przygotowania owiane puchatym biszkoptem wypiekanym po raz pierwszy w moim życiu
zresztą to nie jedyna rzecz, w której zadebiutowałam (wraz z n!)
przypadkowe wpadnięcie na pomysł z tortem brzmiał jak coś niewyszukanego, obiecującego zaskoczenie i możliwe fanfary (a nawet gdyby scenariusz ten się nie powiódł – pozostało przynajmniej ciasto)
więc spotkalysmy się i w wielkiej improwizacji machalysmy szpatułką, w misce ćwiczylysmy mięśnie, jednocześnie mieszając wszystkie powstałe tekstury, smaki i plany
dodać więcej śmietany? wody może kapka? ile tej galaretki i czemu nie tężeje (tęgo pokazywała swoją płynność)? truskawki kroić w paski? słupki?serduszka? a ta śmietana, jak bardzo ją schłodzić!?
jak wypadki zamienić w zaplanowany kicz i tandetę? czy smak nadrobi nierówność ceglastej bryły? ach, ten szok cukrowy i pytania, pytania, pytania – co nie miara
i zabawa, dużo w tym było zabawy, okruszków upuszczonych, kremowych farfocli na blacie, brudnych rąk, łyżek, misek, tacek, a nad wszystkim gotowała radość niesamowita!
atmosfera tajemnicy wzmagała starania, determinację i chęci, bo cukiernicze doświadczenie nie przychodzi przecież z dnia na dzień, a zresztą i takich ambicji tam nie było
ostatecznie przecież tort był różowy z donośnym napisem (gdyby przemówił – głos miałby donośny)
OLDER WISER AND HOTTER THAN EVER
ta przyjacielska kiczowatość skończyła się śmiechem i uśmiechem, który wywołał całe lukrowane zdarzenie
tego uśmiechu życzę wam jak najwięcej i robienia głupot w towarzystwie, które nawet w bladoróżowej cegiełce z biszkopta dostrzeże urocze
staranie, przeplecione radością z tak ważnej znajomości
sto lat m, mam nadzieję, że kęs ciasta pokieruje cię w stronę słodkiego, miłego życia